Po kilku zbyt długich deszczowo-śnieżnych dniach gdy nastrój zaczynał już być bardziej pochmurny niż sama aura zaświeciło słońce.
Maj rozpoczął się iście majowo:)
W końcu za drugim podejściem udało mi się wyhodować zakwas i pierwsza kromka chleba ze śliwkowym dżemem mojej Mamy smakowała wyśmienicie w towarzystwie śpiewu ptaków i gdzieniegdzie pojawiających się motyli cytrynków.
Wszystko wokół zwolniło. Rytm dnia zmienił się kompletnie. Kiedyś sowa, dziś więcej jestem w stanie zrobić rano, wieczorem czując się jakby ktoś wyssał wszelką energię ze mnie.
A jutro urodziny W. i przyjęcie na tarasie dla przyjaciół.
Kilka następnych dni zapowiada się bardzo przyjemnie i leniwie:)
Wszystkiego dobrego dla Was!
O.